Dziś w sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu ustawy podnoszącej wynagrodzenia dla parlamentarzystów i prezydenta. O 6 000 zł brutto. Projekt od początku cieszy się ponadpartyjnym poparciem – popierają go wszystkie kluby, komisja regulaminowa przyjęła go jednogłośnie. W głosowaniu w trakcie pierwszego czytania projektu poparło go 347 posłów, 21 było przeciw, 7 się wstrzymało.
Nikomu, kto ma choćby odrobinę lewicowej wrażliwości, nie muszę tłumaczyć, jak wielkie znaczenie ma taki gest. W czasie kryzysu, gdy większość z nas zarabia mniej niż jeszcze kilka miesięcy temu. Gdy setki tysięcy osób pozostają bez pracy. Gdy zapowiedziano zamrożenie płac w budżetówce. Posłowie pokazali społeczeństwu środkowy palec.
Głosowanie za tą podwyżką było jednak nie tylko nieprzyzwoitym gestem pazerności. Było po prostu głupie. Aż trudno uwierzyć, że niemal całej opozycji, w tym „Lewicy”, chciwość odebrała resztki rozumu. Wystarczyło pomyśleć pięć minut i powściągnąć apetyt na złotówki. Przecież ten projekt przeszedłby wyłącznie głosami PiS-u. Głosy opozycji nie były potrzebne. Jeśli opozycja obawiała się o wynik, mogła skłonić kilkanaście osób do zniknięcia z głosowania (PO – umiecie to przecież robić).
Trudno mi to przez palce przechodzi – ale ta nasza, pożal się Marksie, lewica sejmowa, mogłaby wziąć przykład z faszystów. Też dostaną te dodatkowe 6 tysięcy tak samo jak wy. Ale widać umieją, w przeciwieństwie do was, odrobinę kalkulować i zagłosowali przeciw. Zgodnie z oczekiwaniami, przeciw zagłosowała także grupka posłanek i posłów partii Razem. Ale kto to dostrzeże ich 5 głosów przy 35 głosach za? Sejmowa lewica sprzedała się za 4 tysiące na rękę.

Paweł Preneta – socjalista, kiedyś w Razem, dziś w Akcji Socjalistycznej. Po godzinach – kartograf Atlasu Nienawiści.